Nagrały: Marta Frączek, Magdalena Lenart, Marta Michalak, 12—13 stycznia 2008. Przepisała Aleksandra Krawczyk-Wieczorek.
Handel’? No tag_jak… nu chcecie wiedzie
ić przyk
ładowo, jak kiedyś wyglądoł
handel’? To wiadomo, tutaj więce
ij był kirunek na wschód, jag_na zachód, bo tag_jakoś było teryto
urialnie, że Kalników nalieżał tutaj w
łaśnie do… du Mościsk, to był powiat chyba Mościska. I no jak to, wiadomo,
handel, pie
irsze sklepy, pierwsze tam zakupy. Tag_ni było, jak teraz, że teraz towar codziennie przywożo
um na zamówienie, na telefon i już_jezd_już_jest. Kiedyś to bo handel sie odbywa
ł tak, że tutaj między innymi by
ł taki jeden pan skliepowy, że miał sklep prywatny w domu, ale w tym czasie to już_uchodził za takiego człowieka bardzo bo
ugatego, bo to, jeżeli już_miał ktoś sklep, nu może nie w rozumieniu teraz takiego sklepu jak te supersamy czy coś tam, to by
ł taki po
udręczny sklep, gdzie sie przywóziło
u między innymi wszysko
u na wage, tu sól’, ciukie
ir, kasza. To wszysko sie ważyło i te wszyskie przykładowo to
uwary to sie do
ustarczało konno, konno. Góspodarz, który miał sklep
abo kogoś wynajmował, albo jecha
ł sam, na przykład w kirunku do
u Radymna, czy tutaj du Mościsk, czy w którym kierunku, to tam, do takiej większej
hurtowni i tam na przykład kopował i to końmi, układał, taki wóz w środku był wyłożony sianem, nakryty taką plandekom i to wszysko w
łaśnie jichało. No i ten biedny był… ja mówie czego biedny, bo ten pan sklie
ipowy, on miał za zadanie ten towar dóstarczyć, a żona między innymi tam pomagała
trochu w sprzedaży i on, wiadomo, spółe
yczeństwu tak Kalnikowa jag_i teraz, kiedyś… nu też wszyscy wszyscy ni byli bógaci, wiadomo, pracy było bardzo… ciężko o prace, dużo ludzi było w domu, pracy by
ło bardzo mało taki
zaróbkowy i wszyscy w zasadzie sidzieli, czykali na te prace, i on nu dawał, wiadomo tam, czy trzeba soli, czy
czeba cukru, i on musiał to każdemu dać. Kto miał, to zapłacił, kto nie ma, to ten… No no wiadomo, w tym czasie ni każdy tak pisadź_umiał, czytadź_ale w każdym razie liczyć to ten pan umiał dobrze tyko i on w domu, jak tam, gdzie prówadził sklep, tam była kuchnia, a nie tak jak teraz są
kuchen’ki gazowe, tam kiedyś był taki wymuro
uwany taki duży
pjec pie
ikarski. Tam na tym p
jecu, tam jeszcze było, rozumisz, że i można było sie i tam wyspać, i zagrzać. I ten pjec miał różne przyznaczenie, tam sie gotowało, piekło i jeszcze można było tam i si zagrzadź_i półożydź_i wyspać. I ten pan właśnie sklie
ipowy tak to już_nie miał tej kartki, bo kiedyś tak długopis, to wszystko ółówkie
im, on tych wszyskich swoich dłużników,
proszem paniom, pisał na pjecu. A tam by
ł taki pótężny pjec, długi,
szeyroki był, wybie
ilony wapnem, i on to pisa
ł, ten ma tam tyle piniędzy, ten za to tyle, ten tyle, ten tyle. No i tego
u pjeca było już chyba z pół zapisanego, a może więcej, no i on, taka jakaś taka była no właśnie historia, on pojechał przyd świntami po towar. Pojechał, bo idą święta, cz
szeba zaopacz
szenie
i zrobić, wiadomo, w sklepi troche pustki. Pójechał, jak pójechał rano, tak przyjechał wiczorem.
Ali żona w
teyn dzień nie marnowała czasu, pórządki, óbejścia, tak dale, i wzięła sie za bie
ilenie. I widzi, ten piec taki óbskurny, nie ma co go minować, wzięła ten piec ca
ły pobieli
ła ta jak trzeba. Przyjeżdża góspodarz_na noc z tóware
ym – co sie
i dzieje, nu coś ty zróbi
ła! Ta co zróbiła? Po
umaliowałaś wszyskich d
łużników_i teraz_już ni wiadomó… Tych, co pamięta
ł, to może wyegzekwował, a ci pozostali tyl’ko
u ręce zacirali, bo wiadomo, że już tego ni trzeba by
ło p
łacić, bo już ślad zaniknął.